Dziś: czwartek,
25 kwietnia 2024 roku.
Pismo społeczne, ekonomiczne i literackie
Archiwum 2014
Czytelnicy piszą
Darnica (z nr 471)


Szymowska Lidia

Czytając artykuł o nocnym nalocie hitlerowskich bombowców na stację kolejową w Darnicy, skojarzyłam sobie, iż uczestnikiem tej bitwy była moja babcia - Szymowska Lidia (po mężu– Michelson). Przypomniałam też, że jeszcze w 1990 roku, z okazji Święta Zwycięstwa, zadano nam w szkole wypracowanie na tematykę wojenną i okazało się, że moja praca domowa, oparta na wspomnieniach babci, przetrwała do dziś.

Pozwólcie, że w przededniu Święta 9 Maja przytoczę fragmenty wspomnień babci -bezpośredniej uczestniczki walk w Darnicy, która miała wówczas zalewie 21 lat:

„7 kwietnia 1944 roku nasz Dywizjon 317 Artylerii Przeciwlotniczej razem z innymi punktami ogniowymi i jednostkami obrony przeciwlotniczej Frontu Południowo-Zachodniego pełnił codzienną służbę ochraniając węzeł kolejowy Darnica, który znajdował się w 100 metrach od nas. Będąc na stanowisku kierowania ogniem przeciwlotniczym z dalmierzem, bardzo dobrze widziałam wszystko co się tam działo. Wtedy Darnica była bardzo ważnym punktem strategicznym, gdzie znajdowała się wielka ilość składów z wojskowym sprzętem Armii Radzieckiej i Wojska Polskiego (o tym dowiedzieliśmy później), w tym również cysterny z paliwem.

Dywizjon bazował na piaszczystym wzgórzu otoczonym z jednej strony krzakami, a z drugiej niegłęboką rzeczką, która płynęła między nami i stacją.

O 21.00 jak często to bywało zjawił się niemiecki samolot zwiadowczy. Tym razem jednak po upływie pewnego czasu usłyszeliśmy nasuwający się hurkot.

Ogłoszono alarm, wszyscy zajęli swoje pozycje bojowe. Huk nasuwał się lawiną coraz głośniej. I nagle zrobiło się jasno, jak w dzień – to niemieckie „jastrzębie” zaczęły zrzucać flary oświetlające, ułatwiające bombardowanie, które zawisły w powietrzu, niczym przerażająco ogromne latarnie. Światło od nich odbijało się w rzeczce jak w lusterku a dywizjon widoczny był, jak na dłoni. Nad Darnicą wyrosła ściana z jasnego płomienia i dymu od płonącego drewna i ropy. Ze strony stacji donosiły się krzyki i lament.

W piekielnym hurkocie i cuchnącym dymie trudno było usłyszeć rozkazy. Działa otworzyły do samolotów wroga zagradzający ogień. Żołnierze pozostałych jednostek rzucili się do magazynów amunicji. Każdy starał się wziąć po dwa pociski (waga jednego ponad 15 kg) i podnosił je pośpiesznie do dział. Ponieważ bombowce na Darnicę leciały nad nami, to działa strzelały pod kątem prostym i ułamki od naszych pocisków sypały się nam na głowy deszczem, uderzając o hełmy.

Ten piekielny nalot stał się dla nas bojowym chrztem, gdyż dywizjon, utworzony 1 lutego 1944 roku składał się przeważnie z młodzieży. Dziewczyny (a było ich 24, w wieku od 16 do 25 lat) nie ustępowały chłopakom. Okrutna i zacięta walka trwała kilka godzin.

O świcie wyciszyło się.

Wtedy okazało się, że nasz dywizjon wystrzelał 3,5 tys. pocisków w walce ze 100 samolotami, które chciały zbombardować most kolejowy przez Dniepr i węzeł kolejowy Darnica. Na szczęście im to się nie udało! Przez stację i most przesuwały się tak niezbędne posiłki wojska i techniki wojskowej na sukurs naszym ukraińskim frontom”.

Bój w Darnicy to jeden z niezliczonych epizodów II wojny światowej. Wracając pamięcią o nim chcę, aby młodzież częściej wspominała tych, którzy oddali swoje życie za pokój i szczęście na Ziemi.

 Helena DOWŻENKO

Передплатити „Dziennik Kijowski” можна протягом року в усіх відділеннях зв’язку України