Dziś: wtorek,
14 maja 2024 roku.
Pismo społeczne, ekonomiczne i literackie
Witryna

Zmarł Stanisław Panteluk. Ktoś powie: nie on pierwszy, nie on ostatni. Dożył pięknego wieku. Szczególnie teraz tylu wspaniałych ludzi odchodzi na Ukrainie przedwcześnie. Jednak to coś więcej niż śmierć jednego człowieka, śmierć dziennikarza. Zakończyła się wraz z Nim epoka. Polski Kijów nie będzie już taki sam. Odeszły pogawędki z człowiekiem nieskończenie bogatym w historie o ludziach i miejscach. Odeszła pamięć o pięknych i strasznych czasach. Odszedł punkt ciężkości, ośrodek, centrum, do którego wszyscyśmy chętnie przychodzili, który nikogo nie odrzucał, nie pamiętał nam złego, wszystkim się interesował, w każdym znajdował coś cennego. Każdy się przy nim czuł wartościowy.

Zbudował instytucję – na pierwszy rzut oka kilkustronicową gazetę o ludziach i wydarzeniach, które nie przynoszą zysku, na których trudno zbić polityczny czy handlowy zysk. Są jednak wartości cenniejsze: pamięć, patriotyzm, wiara, wierność przyjaźni. W bardzo trudnych warunkach materialnych, wyłącznie dzięki własnej pasji i wsparciu władz polskich zbierał te najdrobniejsze cząsteczki, z których składa się wspaniała, ale nieprosta historia współżycia dwóch wielkich narodów. „Dziennik Kijowski” zbudował most między polską Atlantydą czasów sprzed bolszewickiej zarazy i czasami nam współczesnymi, kiedy Polacy na Ukrainie nie muszą ukrywać swojego pochodzenia, choć nie zawsze mają z górki. Zbudował nie mur przeciwko komukolwiek, ale most, który wszystkich łączy.

Wychowywał w szacunku dla dorobku tego współżycia Polaków i Ukraińców kolejne pokolenia polskich dyplomatów na Ukrainie – bez mentorstwa, bez wywyższania się i pouczania. Nie zwracał uwagi na wiek, polityczne zapatrywania. Wydawało się niewprawnym oczom, że jedyne co robi, to uruchomienie swojego staromodnego dyktafonu. Ale w toku rozmowy bohaterowie jego wywiadów czy reportaży uświadamiali sobie, że to jednak on prowadzi tok narracji, a nie na odwrót.

Bez względu na upływ wieku i ograniczenia finansowe zawsze był na każdym wydarzeniu dotyczącym polsko-ukraińskich rocznic, wizyt, wydarzeń kulturalnych. Zawsze wpierany przez panią Andżelikę, autorkę bezcennych pamiątek fotograficznych, tchnących przyjaźnią, radością płynącą ze spotkań z ludźmi, którzy najpewniej nigdy by się razem nie zeszli, gdyby nie pan Stanisław. Każde, najbardziej nawet oficjalne wydarzenie ambasadzkie kończyło się kolejką chętnych, by wznieść toast za zdrowie pana Stanisława, usłyszeć jedną z jego anegdotek, ogrzać się w cieple poczucia humoru, którego nigdy nie tracił.

Kiedyś bp Jan Sobiło w Zaporożu opowiedział mi o rozczarowaniu swoich parafian, którzy wyemigrowali do Polski: pytali naszego świętego kapłana, dlaczego Polacy w kraju nie szanują swojego języka, zanieczyszczają go przekleństwami, nie rozumieją nawiązań do klasycznej ojczystej literatury. „Dziennik Kijowski” – funkcjonujący z dala od Ojczyzny, pisany przez rodaka, który urodził się pod chińską granicą mocarstwa prześladującego jego rodziców za polskość – przemawiał do nas nieskazitelnym językiem polskim. W tym sensie „Dziennik Kijowski” Panteluka jest nieodrodną częścią naszego dziedzictwa narodowego na Ukrainie, gdzie do dziś naturalnym elementem wzajemnego rozpoznania Polaków jest Rota Konopnickiej, „Katechizm polskiego dziecka” Bełzy czy niedzielna msza.

Życie rzadko bywa sprawiedliwe, ale na szczęście w przypadku pana Stanisława liczne środowiska i instytucje zrozumiały w porę, ile mu zawdzięczają. Są nagrody i odznaczenia, o które zabiegają laureaci i które przynoszą im chwałę. W tym przypadku to pan Stanisław podnosi prestiż nagród i odznaczeń. Włącznie ze Złotym Krzyżem Zasługi, który w nadzwyczaj szybkim czasie po złożeniu przez Ambasadę Polski w Kijowie wniosku przyznał Prezydent Rzeczypospolitej Polskiej pan Andrzej Duda.

Teraz na wybrańca czeka ogromne archiwum „Dziennika Kijowskiego”. Są to historie polskich rodów, które budowały ukraińskie rolnictwo, przemysł, miasta. Są to historie prześladowań z rąk bolszewików i Ukraińców. Są to historie odbudowy niezależności od rosyjskiej niewoli. Te historie zasługują na uwagę naszą w Polsce i naszych sąsiadów na Ukrainie. One się nie zestarzały i nie zbrzydły. Ktoś, kto opracuje i wyda ten dorobek, poczuje jakim szczęściem cieszyli się ci, którym dane było poznać Stanisława Panteluka za jego życia.

Bartosz Cichocki

Передплатити „Dziennik Kijowski” можна протягом року в усіх відділеннях зв’язку України